czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozterki

Gubię się.
Miałam być wredna, oschła, a jestem miła i pozytywna. Miałam nienawidzić, a toleruję. Chciałam skatować, a przytulam i pocieszam.
Czy to znaczy, że nagle będzie już dobrze na zawsze? Że mam nowego przyjaciela? Że już (wreszcie) jest dobrze? Tak po prostu? Tak nagle?

Nie trafia to do mnie. Przyzwyczaiłam się, że jest źle (lub gorzej). Jak po tych miesiącach dna, niebytu i bezsilności ma nagle w mojej głowie utrwalić się myśl, że JEST DOBRZE?
Mam pozwolić części mnie, która pamięta, nienawidzi i cierpi, umrzeć? Odnoszę wrażenie,  że to dla mnie niewykonalne. Przyzwyczaiłam się do bycia Podwójną, chodzącą depresją.. jednak po prostu sobą.

Kiedyś chciałam się od tego wszystkiego uwolnić. A teraz, jak ten moment ma nastąpić, okazuje się, że chyba nie mogę. Może potrzebna mi pomoc? A może to jednak prawdziwa i cała ja?

Chyba jeszcze za bardzo żyję przeszłością.
Wczoraj dowiedziałam się, że to, co było, trzeba pamiętać.
A co, jeśli to, co kiedyś, niszczy?

Może kiedyś zapomnę, że istniałeś..

czwartek, 22 sierpnia 2013

"Normalność"

W końcu dom!
Umierałam już z nudów w tej małej mieścinie. Z tęsknoty również. Odliczałam dni do powrotu, snując plany na popołudnia.

Nadal trochę jeszcze wściekła usiłuję zetrzeć resztki sadzy z pleców i włosów. Mimo zniszczonej bluzy (mam nadzieję, że się spierze!), jestem zadowolona. Jedyne, co nie dawało mi spokoju, był fakt, że spędzam całe popołudnie z W. Nie byłam pewna jak się mam zachowywać. Wyszło na to, że traktowałam go, jakby nie był W. a jakimś człowieczkiem, z którym spędzam czas w pustym magazynie razem z Mik. i M. Skoro uważa mnie za przyjaciółkę, niech mu będzie. To on tak myśli; nie ja..

Ponownie stałam się obojętna. Nie przeszkadza mi jego obecność, obrazy z przeszłości próbuję zamazać dużą jak na mnie ilością wina. Próbuję śmiać się Losowi w twarz. Długo tak pociągnę? Nie wiem. Znowu balansuję na granicy. Jeden głupi krok czy osłabienie i opadnę na dno. A chyba tego nie chcę.

To takie męczące. Mam dość. Tak  skrajne uczucia siedzą w mojej głowie. Miotają mną raz na jedną, raz na drugą stronę. To jak zabawa w przeciąganie liny. Czuję się jak ta lina.

Zaczynam otwierać się na kartkach. Niedbałymi, szybko nakreślonymi literami zostawiam swój autoportret w zeszycie. Kolejna terapia? Może kolejny akt bezsilności? Nie wiem. Nie wiem nawet, czy pomaga. Staję się tylko ciałem. Wszystko inne ulatuje, kamienieje, zanika. Mam ochotę siedzieć i patrzeć się w dobrze nie określony punkt.
Z drugiej strony chcę słońca za oknem. Chcę zjeść w pośpiechu obiad i wybiec gdzieś przed siebie. Śmiać się w głos, tańczyć i dobrze się bawić. Pomimo tej obojętności w środku.
Mam dość.

Kim ja do cholery jestem...?

sobota, 3 sierpnia 2013

Wielka cisza

Jak ja siebie nienawidzę. Już po raz enty spadłam na dno, próbuję się udźwignąć i wrócić do "normy" sprzed upadku. Irytuje mnie to. Ciągle powtarzana jest ta sama sekwencja myśli, słów i humorów. Mogę śmiało powiedzieć, że już mnie to nudzi. Dopiero teraz, bo wcześniej chciałam zniknąć. Poradziłam sobie sama. Musiałam.

W. powiedział mi, że uważa mnie za przyjaciółkę. W sumie obojętne mi to, co on sobie o mnie myśli i kim dla niego jestem. Mam dosyć słuchać (czytać) jaki on to wspaniały nie jest. Rzygam tym - po prostu. Albo jest na tyle głupi, że nie widzi mojego nastawienia do niego, albo po prostu ma to w dupie. Nie obchodzi mnie to. Nie obchodzi mnie cały W.

Los po raz drugi nie dał mi szansy na wyjaśnienie jesieni. Znowu otarłam się o prawdę. Postanowiłam, że zostawię idiotyczny pomysł rozmowy z W. na ten temat w sferze absurdów. Nie chcę do tego wracać. Nie chcę się przy nim otwierać. Nie po tym wszystkim. To chyba jeszcze za świeże dla mnie.

To wszystko, co teraz napisałam to wynik chęci wstania z dna. Znowu obudziła się nienawiść. Znowu przez kilkusekundowe scenki z przeszłości napływają łzy do oczu. Znowu mam dosyć siebie i ludzi w okół mnie. Znowu mam ochotę zostać w pokoju i nie istnieć...

M. się nie odzywa. Pewnie nie ma czasu - Woodstock to jednak coś. Trochę za nim tęsknię - to fakt. Ale z drugiej strony bardzo szybko przywykłam do jego braku. Wieczorami jestem z nim myślami. Boję się o niego, ale jednak mu ufam. Szkoda tylko, że nie zobaczymy się przez kolejne dwa tygodnie...

Dziękuję Ci, Bartusiu. Jesteś moim aniołem. Noce to najlepszy moment na oczyszczenie dusz. Szczególne z kimś, kto cię rozumie. Albo chociaż wysłucha.

Wyjeżdżam na wakacje z rodziną. Wracam w połowie sierpnia. Nie będę miała dostępu do komputera czy internetu, dlatego zapowiadam wielką ciszę na blogu. W końcu odpocznę od tak wielu miejsc. Naprawdę tego potrzebuję.


Wszyscy się dziwią, czemu tak kocham happysad. Ludzie oceniają, bez dokładniejszego poznania czy wgłębienia się w temat. Odpowiedź jest prosta - za teksty, które towarzyszą niemal każdej chwili mojego życia. Nie obchodzi mnie to, że "nie pasuje do punkówy". Trzeba być głupim, żeby zamykać się w granicach jednego gatunku muzyki.

Teraz to mnie nie będzie. Zatęsknisz choć raz?