piątek, 10 maja 2013

SWEET 16 (?)

Jest taki dzień... Taki raz do roku... Kiedy budzisz się z przekonaniem, że będzie on cudowny i zapamiętasz go na zawsze (albo chociaż na kilka dni...). Podczas niego wszyscy są mili, życzą ci wszystkiego, co najlepsze. Niektórzy robią to, bo tak wypada. Inni, bo jesteś dla nich ważny, a oni dla ciebie.
Zawsze liczę, że dzień moich urodzin będzie niezwykły: że coś się wydarzy, że coś się zmieni. Niestety, okazuje się, że to kolejny zwykły piątek, spędzony na robieniu pracy z geografii z Wiwi.
Czy to źle? Nie. Jak dzień spędzony z kumpelą można zaliczyć do tych złych? Jest ok. A wafle są dziś wyjątkowo dobre! Cukierki, mimo niezbyt zachęcającego wyglądu, również były dobre. Dzień oceniam pozytywnie.

I teraz pytanie brzmi: co w taki "wyjątkowy" dla mnie dzień powinnam tu napisać? To co zwykle - głupotki.

Muszę was pochwalić - pobiliście rekord. Wczoraj liczba wyświetleń Podwójnej wyniosła 47! Dziękuję, że jednak ktoś ze mną jest na tym parszywym świecie...

Głupotki głupotkami, ale pojawiają się też inne uczucia. Ostatnio coraz częściej dochodzę do wniosku, że jest coś nie tak. Coś "nie halo", jak to się mówi. Stąpam po cienkim lodzie. Słyszę już jego ciche skrzypnięcia. Stawiam krok za krokiem, ale jednak boję się, żeby się pode mną nie załamał.
Łatwo jest coś sobie ubzdurać. Łatwo jest się do czegoś przyznać. Łatwo jest uświadomić sobie coś nawet naprawdę bolesnego. Trudniej nam przychodzi wstać, podnieść wysoko głowę i z tym walczyć lub to w sobie zaakceptować, drwiąc ze zdania innych.

Ostatnio napisałam, że jestem altruistką - poświęcam siebie dla szczęścia innych, nieraz nie dbając o własne. To prawda. Jednak boję się. Pierwszy raz od dłuższego czasu boję się o siebie. Dwie kontrastujące myśli ścierają się w mojej głowie, powodując ciągłe zmiany zdania. Utwierdzam się w byciu Podwójną. A chyba tego nie chcę. Boję się, że ta gorsza decyzja będzie tą silniejsza i mnie zniszczy. Los jest nieobliczalny - wiem o tym. Ale może jednak jest choć cień szansy, by zboczył on na inną drogę niż ma to zaplanowane..? Mam chwilami taką nadzieję.
Stoję w miejscu. Nie chcę się cofnąć, a jednocześnie boję się iść do przodu. Cofnięcie się oznaczałoby przegraną i może nawet dwulicowość. Krok do przodu jest zbyt ryzykowny - nie wiadomo co będzie dalej i jak to na mnie wpłynie. Jestem za wrażliwa. Skorupa ze mnie spada. Czuję się naga psychicznie.

Muszę coś z siebie wyrzucić.
Coś mnie zabolało (i nie była to dziura w brzuchu).
Okazuje się, że mimo tego, że staram się być zawsze "pod ręką", zawsze gotowa do pomocy, wysłuchania, wyżycia się na mnie, jednak to za mało. Może nie jestem wtedy, kiedy powinnam? Może moje siniaki czy krew są gorsze niż kogoś innego? Może nie zasługuję na zaufanie czynami, których nie pamiętam? Może ktoś jest lepszym "pamiętnikiem" niż ja? Nie wiem. Przecież nie czytam innym w myślach.
Jednak boli fakt, że osoba którą nienawidzę, wie więcej niż ja o przecież tak bardzo bliskich mi osobach. A ja robię z siebie idiotkę, klauna z klapkami na oczach...! Wtrącam się w sprawy, o których tak naprawdę gówno wiem. Zapytana "co się dzieje?" potrafiłam odpowiedzieć tylko ogólnikami. To dobrze? Nie wiem. Może to nie ja jestem właściwą osobą.
Nie mam nic za złe. Nie chcę przeprosin.
Nie chcę litości.

Planuję karierę perkusistki. Być może się uda. Wstępnie wszystko załatwione. Zostaje tylko pytanie, czy się nadaję. Okaże się za kilka dni.
Mam wrażenie, że zbieram za dużo pochwał za to, co piszę. Nie chce zostać zadufaną w sobie egoistką, która uważa, że wszystko co stworzyła jest wspaniałe. Bo tak nie jest. Boję się egoizmu. On prowadzi donikąd.

Co to by były urodziny punkówki bez The Billa?! Jabol w dłoń, fajka w ryj - na chwilę zapomnimy o tym, co złe!
Krzyk o pomoc, mimo zamkniętych ust

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz