Posiadać skrzydła - to takie wspaniałe. W dogodnym momencie rozwinąć je, błysnąć czernią piór i w parę sekund zniknąć za drzewami. Bez wyjaśnień, zbędnych komentarzy czy pogardliwych i pełnych żalu spojrzeń. Po prostu - zniknąć.
Na dworze powiało chłodem. Nawet gruba bluza i skóra zaczynają nie starczać. Nie tęskniłam za jesienią. Za niskie temperatury dla mnie. Przynajmniej nic w "rocznicę" nie wróciło. W sumie nie znam nawet dokładnej daty. Jeśli do końca września będzie w porządku, być może jest szansa, że będzie tak na dłużej.
Urodziny M. były okej. Mimo mojej abstynencji ze względu na antybiotyk, bawiłam się w miarę dobrze. Później robiłam za matkę Teresę i poszłam do sklepu po żarcie dla tych pijaków, a wieczorem prowadziłam dwójkę z nich do domów. Ktoś musi.
Znowu zamulam. Nawet prac domowych nie chce mi się robić. Obiecująco zaczynam pierwszy rok w nowej szkole... Oby do soboty - planowany jest wypad na miejscowe granie. A jutro do szkoły w sukience - szalona ja.
Niby grudnia jeszcze nie mamy, ale i tak mi zimno. Może wytrzymam tych kilka miesięcy.
I think I'm dumb