środa, 25 września 2013

Czarnopióra miłość i nadzieja

Bez pamięci zakochałam się w gawronach. Za każdym razem, gdy mijam te ptaki w drodze do szkoły czy domu, uśmiecham się. Są takie pocieszne i mądre zarazem. Przekręcają swoje czarne łebki i bystrymi oczkami, przypominającymi czarne koraliki, lustrują wszystko dookoła. Dziś lub jutro wezmę stare kawałki chleba i porzucam im przy stacji. Zawsze mam wrażenie, że są głodne i im zimno.

Posiadać skrzydła - to takie wspaniałe. W dogodnym momencie rozwinąć je, błysnąć czernią piór i w parę sekund zniknąć za drzewami. Bez wyjaśnień, zbędnych komentarzy czy pogardliwych i pełnych żalu spojrzeń. Po prostu - zniknąć.

Na dworze powiało chłodem. Nawet gruba bluza i skóra zaczynają nie starczać. Nie tęskniłam za jesienią. Za niskie temperatury dla mnie. Przynajmniej nic w "rocznicę" nie wróciło. W sumie nie znam nawet dokładnej daty. Jeśli do końca września będzie w porządku, być może jest szansa, że będzie tak na dłużej.

Urodziny M. były okej. Mimo mojej abstynencji ze względu na antybiotyk, bawiłam się w miarę dobrze. Później robiłam za matkę Teresę i poszłam do sklepu po żarcie dla tych pijaków, a wieczorem prowadziłam dwójkę z nich do domów. Ktoś musi.

Znowu zamulam. Nawet prac domowych nie chce mi się robić. Obiecująco zaczynam pierwszy rok w nowej szkole... Oby do soboty - planowany jest wypad na miejscowe granie. A jutro do szkoły w sukience - szalona ja.


Niby grudnia jeszcze nie mamy, ale i tak mi zimno. Może wytrzymam tych kilka miesięcy.

I think I'm dumb

wtorek, 17 września 2013

Ah, ten mój ryj...

Kolejny dzień męczarni, związanych z zakwasami w szyi. Ciekawa jestem, czy choć raz w życiu wyjdę z koncertu bez takich skutków ubocznych...
W sumie to nic. Zamiast skupiać się na ciągle opadającej mi głowie, wspominam te magiczne chwile na dworze z M. i Pawłem. Jak ja kocham takie miejscowe granie za możliwość spotkania się z tymi ludźmi. Kilku stałych bywalców nie było. Będzie jeszcze nie jedna okazja na spotkanie się z nimi. Szykują się kolejne koncerty.
Zawsze można się umówić na mieście i też jakoś spędzić czas. Ale jednak Dujer czy MDK mają swój urok i to coś.
Ojciec zażyczył sobie plakatu z podpisami od chłopaków. Da się załatwić. Dał mi kolejny pretekst do pojechania na Karolinę.
Z powrotem jest na ten głupi i mój sposób dobrze. Może nadal nie zawsze chce mi się uśmiechać, kiedy ktoś sobie tego zażyczy, może nadal przesadzam, mam słabe argumenty czy wpadam w złość być może z byle powodu, ale jest dobrze i dla mnie tylko to się liczy. Bo, kurwa, lubię ten stan. Lubię nie pamiętać. Lubię żyć tu i teraz, a nie tam i kiedyś.
Klasa okazała się zajebista. Jedni nic do mnie nie mówią, inni mówią że ze mną nie wytrzymają przez te trzy lata. Zobaczymy.  Przecież nikogo nie zmuszam do kontaktu ze mną.
Poczta Polska to dziwka. Zajebała mi sukienkę. Nie lubię czekać. A oni mi każą. Rozbój w biały dzień!

Blog jest o mnie, więc trochę mnie w wersji fizycznej też powinno być, nie? Dlatego wstawiam moje maleństwo. Kocham, mimo jego krzywości...



Ej, wiecie co? Znowu pada deszcz...

Chcę złapać oddech

poniedziałek, 9 września 2013

Mała paranoja

Znowu jest dobrze. Wyjaśnienia nie były zbyt wylewne, ale chyba wystarczające. Przynajmniej nie ma już tej dziwnej ciszy...

Nagła zmiana nastroju chyba mnie dobiła. Znowu jestem osowiała, otępiała. Taka nieswoja... Powoli ze stanu zbitego psa przechodzę w ten neutralny i poniekąd lepszy.

Łatwo jest wejść w bagno. Bo życie, bo słabość, bo towarzystwo, bo kurwa tak. Nie chcę i chcę zarazem. Chcę na chwilę zniknąć, ale boję się, co będzie później. Muszę liczyć się z M. W sumie on też ma wiele do powiedzenia odnośnie mnie i mojego zachowania czy bezpieczeństwa. Choć oboje doskonale wiemy o tym, że jak się uprę to tak czy siak coś głupiego zrobię. Jak zwykle z resztą.

Powinnam wyciszyć myśli. Usiąść, posłuchać ciszy dotąd, aż będę pewna, że nic się nie stanie. Skorupa już dawno spadła i jestem chyba za bardzo podatna na to, co widzę i słyszę. Nadal nie chcę przyznać, że jestem słaba. Chyba jeszcze nie. Chyba jeszcze się trzymam. Tak kurczowo; za cudzy rękaw.

Nie lubię pisać bez przemyślenia, tak nieskładnie. Ale to bardziej od siebie, niż najlepiej dobrane słowa. Muszę się wygadać (wypisać). To czasem pomaga. Musi pomóc.

To możliwe, żeby tak dalekie w czasie wydarzenia miały nadal wpływ na to wszystko? Czy to już tylko moja mała paranoja?

Kurwa, jestem zbyt emocjonalna.

Śnię o nieistnieniu

sobota, 7 września 2013

Nowe wiadomości

Jestem wściekła. Dawno tak wściekła nie byłam. Fałszywość i dwulicowość działają na mnie jak płachta na byka.
Nienawidzę momentów, kiedy dowiaduję się, że tak naprawdę nic nie wiem, żyłam w błędzie czy niedomówieniu. Nienawidzę momentów, gdy trzeba to rozwiązać i wyjaśnić. Wpadam wtedy w furię i z reguły nie panuję nad słowami. Działam pod wpływem chwili.
W sumie obojętne mi wtedy czy kogoś zranię czy nie.
Takich chwil przeżyłam niewiele, ale wystarczająco, by mieć ich dosyć i żeby starać się ich unikać.
Doszłam, kurwa, do wniosku, że jestem za dobra. Zrobiłam z siebie służącą, wyjście awaryjne, a ludzie to po prostu wykorzystują kiedy i jak chcą.
Wychodzi na to, że lepiej jest być znienawidzonym przez wszystkich egoistą niż głupią, szmacianą lalką do wysługiwania się w dogodnym momencie.
Skończył się dzień dziecka. Nie mam zamiaru naprawiać jesieni - co było, to było i chuj. Jestem przez to jaka jestem i nie mam zamiaru biegać za W. i żądać czy błagać przeprosin czy czegokolwiek. Przyjacielem też mi raczej nie będzie, więc niech się nie wysila i nie męczy. Cytując pewną osobę, niech się po prostu pierdoli.
W końcu sama sobie pokazałam, jaka jestem i co robię. Tak naprawdę to, co robię jest zbędne, a wręcz złe. Wtrącam się, nie ma mnie wtedy, kiedy powinnam być, narzucam się ze swoimi gównianymi pisaninami.. Jestem tylko SZTUCZNYM TŁUMEM.

A teraz idę być śmieciem gdzie indziej i myśleć nad rozdziałem nowego "czegoś", które tylko zapełnia białe kartki z drukarki. A później wesele. Kurwa, mam ochotę się schlać, a nie mogę. Popatrzę się na butelki i nawdycham się oparów. Mam nadzieję, że w nocy zapomnę. A później od nowa tydzień  w szkole i wir zajęć. Kiedyś zapomnę.

Biała suknia na czarnej duszy kręci się, kręci się, kręci się wciąż...

wtorek, 3 września 2013

Dłuższe wakacje

Przechodzę przez długi korytarz. Mijam dziesiątki obcych mi twarzy. Wszystkie z nich wydają mi się takie same. Mam wrażenie, że każda patrzy na mnie z pogardą, wyższością i być może cieniem współczucia.
Tak, zawitałam do nowej szkoły. Wyobrażałam to sobie trochę inaczej, ale załóżmy, że inni też czują się trochę skrępowani i boją się odezwać. Na lekcjach słucham wymagań nauczycieli i regulaminów, a na przerwach obserwuję przez wysokie okna pogarszającą się pogodę. Czuję się obca i zbyt anonimowa.

Rok szkolny przywitałam gorączką i bólem głowy. Trochę mi to na rękę, bo nie muszę spędzać czasu wśród całkiem nie znanych mi ludzi. Oni dziś idą w markowych ubraniach na integrację w pizzerii, a ja w piżamie na herbatę do kuchni.

Wszystko ucichło. Siedzę sobie i nie pamiętam, że mam pamiętać. Chwilowa ulga spływa na moje skołatane nerwy i pozwala myśleć o niebieskich migdałach. Znowu zaczynam się zastanawiać, kiedy to się skończy i znowu wrócę do starego piekła.

Za każdym razem, gdy przechodzę przez ulicę, mam wizje wypadków samochodowych z moim udziałem. Mam wrażenie, że zaraz zostanie ze nie krwawa miazga, choć ulica jest pusta. Przeczucie czy obsesja? 

Za kilkanaście dni wyniki z konkursu. Wątpię, bym zajęła jakiekolwiek miejsce. Szczerze się zdziwię, jeśli tak będzie. Niezależnie od wyniku, będę próbować w innych. Może kiedyś ktoś mnie doceni lub przyzna nagrodę za upór.

Usta bolą od niemówienia.