piątek, 29 marca 2013

Porządki

Zmiany, zmiany, zmiany.. Wiosenne porządki w naszych głowach i sercach.

Chcę podziękować W. Trudno i dziwnie mi to pisać, ale jednak to robię. Nienawidzę Cię chyba z całego mojego oschłego i obumarłego już serca, ale jednak dziękuję. Bo gdyby nie ty, wczoraj straciłabym Mik. I dobrze, że ją powstrzymałeś. Bo może chciałabym później do niej dołączyć..

Elementy układanki powoli zaczynają łączyć się w całość. Moje (i nie tylko) plany są wprowadzane w życie. W. coś chyba kombinuje względem Mik. Mam tylko nadzieję, że nie zrani jej w jakikolwiek sposób. Urwę mu wtedy ten durny łeb. Poprosił mnie również o napisanie wiersza o szczęśliwej, odwzajemnionej miłości pod pretekstem sprawdzenia mnie, czy aby na pewno umiem dobrze pisać. Zabolało jak cholera, a jednak napisałam, wysłałam mu, zgarnęłam parę komplementów (w które i tak nie wierzę...) i uznałam tę dziwną misję za zakończoną. Jednak wolę pisać o tym, co dotychczas, a nie o kwiatkach, czułych słówkach i skowronkach. Nie moja bajka i tyle.

Przepraszam Cię, Mik. Ty wiesz za co. Przepraszam i wiem, że jestem głupią egoistką.

Dowiedzieliście się o istnieniu tej mojej paplaniny tutaj. Miał to być swego rodzaju pamiętnik. I nadal nim będzie. Skoro nie mam czasem odwagi powiedzieć czegoś prosto w oczy, napiszę to tutaj. Kiedyś kurwa trzeba być szczerym. Nawet aż do bólu.

Będziecie mieli wrażenie (o ile macie zamiar to czytać), że nie piszę tego ja, a ktoś obcy. Ktoś obcy dla was i czasem może nawet moje przeciwieństwo. Nie przeczę temu. W końcu jestem Podwójna.


Jej pękło w Paryżu, a moje w Mińsku. Los bywa okrutny i złośliwy. Tak sobie myślę, że też będę wredna i w końcu skopię Losowi dupsko. Tylko kiedy - tego jeszcze nie wiem.

niedziela, 24 marca 2013

Zamieszanie

Koncert jak każdy inny był oczywiście zajebisty. Przepraszam, cię Rani za rękę i oko. Nie chciałam tak mocno.. Dziękuję wam, chłopaki za piwa, pogo, hugi i rozmowy na fb. Im więcej ludzi, tym dla mnie lepiej!
 Wiwi spieprzyła pod pretekstem nie pasowania do towarzystwa. Niech żałuje.
Potworne zakwasy w szyi. Marudzę cały czas, ale i tak poszłabym jeszcze raz. Bo was po prostu kocham.

W. się do mnie odezwał. Ni z gruchy ni z pietruchy - zaczął wypytywać się o moją "twórczość" i zaczęliśmy pisać o tekstach piosenek i wierszach. Wysłał mi swój tekst - o za późno uświadomionej miłości. Zabolało. Znowu polewa moje rany octem i je rozdrapuje. Zastanawiam się czy świadomie czy po prostu jest głupiutkim W. Mam nadzieję, że to drugie. To łatwiej mi znosić.
Nadal nie rozumiem, czemu za każdym razem gdy z dna wspinam się ku górze on przychodzi, przywiązuje mi kamień u szyi i spycha z powrotem na dno.  Cały czas wstaję i prę ku powierzchni. Ale w końcu zabraknie mi sił i determinacji i po prostu zniknę. Bo ileż kurwa można..?

M. i Mik. razem. Jednak są silni i walczą. Cieszę się ich szczęściem. Mam rację - lepiej jest wierzyć w innych niż w siebie. Bo inni uwierzą, że mogą i to zrobią. A ja już nie mam na to siły..

piątek, 22 marca 2013

Obojętna

Jest dobrze i źle zarazem.

Dobrze, bo idę na koncert i przez ten jeden wieczór nie będę tkwiła przy komputerze, niszcząc moje życie towarzyskie. Idzie ze mną M., Mik. i Wiwi. Parę innych ludzi też znam. Będzie fajnie. Znowu wino, butelki piwa, przytulanie praktycznie nie znanych mi osób i udawanie przed rodzicami, że jestem trzeźwa. Kocham to, bo to odskocznia od szarej codzienności. Łaknę spotkań z różnymi poglądami, charakterami, stylami bycia. Wszystkiego dopełnia wino truskawkowe.
Żyć nie umierać, chciałoby się powiedzieć.
A jednak nie... To tylko jeden wieczór. Odskocznia, jak wcześniej napisałam. Jednak to koniec. Koniec bycia M. i Mik. jako "my" a początek bycia jako "on" i "ona". Źle mi z tego powodu. Widziałam jak się scalają duszami, a teraz przeżywam razem z nimi śmierć tego, co ich łączyło. Nie mam na to wpływu - doskonale o tym wiem. Jedyne, co mogę im dać w tym momencie, to wsparcie. Mam nadzieję, że ich nie zawiodę.

Chyba się poddaję. Biernie obserwuję to, co dzieje się w okół mnie. Czekam, aż wszystko potoczy się po mojej myśli bez jakiejkolwiek mojej ingerencji czy wysiłku. Wiem, że to bezsensowne. Ale po prostu straciłam wiarę w siebie samą i w to, że ja cokolwiek mogę, cokolwiek umiem, cokolwiek znaczę...
Jestem na siebie za to wściekła. Nienawidzę mojego zrezygnowania i tak niskiej samooceny. Tyle, że nic mi nie pomaga. Zawsze myślę,  że komplementy w moją stronę to oszustwa, przymilanie się, fikcja. I nie umiem pozbyć się tego przekonania.
Założę maskę. Niech nikt nie widzi. Szeroki uśmiech i dziwne żarty. To zatuszuje wszystko.



Warta tyle co rozlane piwo na chodniku...

czwartek, 21 marca 2013

I tylko nie wiem czy mi starczy sił

Wszystko się pieprzy.

Szczęście innych, które było moim szczęściem, zanika i obumiera.
Jak to jest, że miłość w kilka chwil przeradza się w nienawiść, szczęście w depresje i dno a marzenia w bujdę? Nie wiem. I nie rozumiem. Ale jestem z nimi całą sobą i wiem, że sobie poradzą. Nawet bez siebie. Nawet oddzielnie. Nawet sami...

Mam mętlik w głowie. Pragnąc szczęścia innych, zaprzepaszczam swoje własne. Może inni są ważniejsi niż ja sama? Pewnie tak. Leczę dusze innych, nie umiejąc wylizać własnych ran. Żałosne. Bo kto chciałby pomocy psychologa z depresją? Nikt.

Odzywają się dziwne myśli i pragnienia. Chcę czegoś więcej niż jest teraz. Mam to na wyciągnięcie ręki - wystarczy szczera rozmowa. A jednak się boję. Boję się odrzucenia i tego, że wchodząc w czyjeś życie, zniszczę je, a to co obecne nie powróci.
Trzeba poczekać. Może on zda sobie sprawę. MOŻE.
A jeśli nie - trudno. I tak będę przy nim, dokąd będę mogła. A serce kiedyś na pewno zapomni.

Mam tylko nadzieję, że starczy mi sił.


środa, 20 marca 2013

Trochę o mnie

Głupia ja.
 Zawsze mam wrażenie, że czegokolwiek nie zrobię, ludzie to zobaczą i będą się tym zachwycać. Moje "działa" pokazuję każdemu, kogo spotkam, czekając na oklaski, pochwały i słowa "więcej, więcej". A później okazuje się  że to jest po prostu chujowe i robię z siebie idiotkę. Kiedy to sobie uświadomię, aspiracja spada i coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że tak naprawdę nie wiem, po co tu jestem. Ludzie mogliby to dostrzec i chociaż kłamać, że im się podoba. Byłabym choć na chwilę zadowolona z siebie.

Faza na jabłka - jest aż tak źle, że ja (osoba jedząca jedno małe jabłko na miesiąc) pożera teraz 5 w ciągu dnia? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że staczam się na dno i nie mogę nic z tym zrobić. Nie chcę jeść, ale nie chcę też nie jeść. Mam wyrzuty sumienia, gdy zjem 2 kanapki z majonezem (mózg krzyczy "SAM TŁUSZCZ!"). Chcę 4kg mniej! Czy to tak dużo?!
Boję się jak cholera. Nie chcę być anorektyczką.

Znowu widziałam W. Znowu rozpamiętuję przeszłość. I znowu stwierdzam, że jestem naiwna i głupia. Chciałabym wyciąć te wspomnienia i wrzucić w słoiku do rzeki. Po prostu się ich pozbyć raz na zawsze. Czas leczy rany, ale zostawia blizny. A on te blizny rozdrapuje i polewa octem. Ale jeszcze się nie poddam. Nie teraz.

Początek

Witam.
To mój pierwszy blog. Wcześniej uznawałam to za coś dziwnego, zbytecznego. Jednak zmieniłam zdanie. Pomyślałam, że dobry pomysłem będzie prowadzenie internetowego pamiętnika. Nie mam czasu na pisanie w zeszycie o swoim poniekąd nudnym życiu - cały mój wolny (i nie tylko) czas to komputer. Może w końcu w dobrym celu wykorzystam ten wynalazek.

Po pierwsze, postaram się pisać w miarę zrozumiale. Chciałabym napisać wszystko od razu, ale się powstrzymam, bo wiem, że to byłoby głupie. Zależnie więc od weny lub innych czynników będę się otwierała. Powoli i na różne tematy.
Po drugie, nie liczę na współczucie, dobre rady czy też bezsensowne komentarze typu "czemu?", "po co?", "jesteś idiotką.". Jeśli będę chciała, napiszę dlaczego i po co, a idiotką wiem, że jestem. Piszę to, bo czuję potrzebę wyrzucenia z siebie zarówno dobrych jak i złych emocji.

Więc, by tylko nie pisać o zasadach lub moich oczekiwaniach co do zapisek tutaj, zacznę mój pierwszy, mam nadzieję, że sensowny wpis.
Dzisiejszy dzień uznaję za udany. Mimo paru kopniaków od znajomych i dziwnych uwag co do mojego stroju oraz zmęczenia, jestem zadowolona. Pogoda co prawda nie dopisuje moim planom na weekend, ale cóż.. Nie wszystko zawsze musi być po naszej myśli. Dziś być może spotkam się z M. Pewnie znowu połazimy po mieście i pokrzyczymy na całą ulicę, ściągając na siebie uwagę przechodniów. Lubię to z nim robić. Mam wtedy świadomość, że jednak dla kogoś żyję, by spędzić z nim popołudnie..

Jeszcze jedno: tak, dobrze czytasz - jestem masochistką. Nie, nie wstydzę się tego. Nie, nie zmienię tego. Dobrze mi z tym. Odkryłam to stosunkowo niedawno, ale już się z tym utożsamiłam i polubiłam. I, co może wydawać się dla Ciebie dziwne, nie przeszkadza to w życiu.



Tak, kocham Happysad.

PS. tutaj tego może nie widać, ale klnę jak szewc. Postaram się to ograniczyć, bo chcę udowodnić sobie samej, że jednak jeszcze nie jestem na poziomie kurwienia i pierdolenia w każdej sytuacji i na każdy temat.