Szczęście innych, które było moim szczęściem, zanika i obumiera.
Jak to jest, że miłość w kilka chwil przeradza się w nienawiść, szczęście w depresje i dno a marzenia w bujdę? Nie wiem. I nie rozumiem. Ale jestem z nimi całą sobą i wiem, że sobie poradzą. Nawet bez siebie. Nawet oddzielnie. Nawet sami...
Mam mętlik w głowie. Pragnąc szczęścia innych, zaprzepaszczam swoje własne. Może inni są ważniejsi niż ja sama? Pewnie tak. Leczę dusze innych, nie umiejąc wylizać własnych ran. Żałosne. Bo kto chciałby pomocy psychologa z depresją? Nikt.
Odzywają się dziwne myśli i pragnienia. Chcę czegoś więcej niż jest teraz. Mam to na wyciągnięcie ręki - wystarczy szczera rozmowa. A jednak się boję. Boję się odrzucenia i tego, że wchodząc w czyjeś życie, zniszczę je, a to co obecne nie powróci.
Trzeba poczekać. Może on zda sobie sprawę. MOŻE.
A jeśli nie - trudno. I tak będę przy nim, dokąd będę mogła. A serce kiedyś na pewno zapomni.
Mam tylko nadzieję, że starczy mi sił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz