sobota, 27 kwietnia 2013

Nic

Nadal się dziwię. Zawsze koncerty w Dujcu były ciekawe, dużo się działo, paru znajomych.. A wczoraj - nic. Nie spotkałam stałych bywalców, których tak bardzo chciałam zobaczyć. No, ale przecież każdy ma swoje życie i sprawy. Miło wspominam Kielich. Specyficzny, dobry, sponiewierający. Taka mała recepta na wszystko, co złe...

Los znowu zrobił mnie w chuja - dostałam kataru. Akurat teraz. Akurat w takim momencie. . Za co? Nie wiem. Wiem, że to najzwyczajniej w świecie oleję.

Los losem, ale życie też nas robi w balona. Zatacza kręgi, pętle i lubi powtarzać to,  co już było. Mnie to już nudzi i irytuje. Ciągle to samo, ciągle z tymi samymi skutkami i przyczynami. Idiotyzm.
Jest w tym sens? Pewnie jest. Nic nie istnieje ot, tak sobie. Może warto choć raz zamknąć się w pokoju, usiąść na dupie w fotelu i pomyśleć, co ciągle omijamy szerokim łukiem. Albo czego po prostu jeszcze nie zauważyliśmy. Bo nie wszystko jest zawsze takie proste, jak byśmy tego chcieli.
Czasem trzeba wybrać między swoim a czyimś szczęściem.
Między wiarą w siebie a wiarą w innych.
Między sobą a innymi.
Potrafiłbyś wybrać? Bez zawahania? Bez zastanowienia?
A może po dłuższym pomyśleniu nad tym?
Nie liczy się kiedy i jak. Ważne są efekty Twoich decyzji i czynów.

A gdyby słońce miało już nigdy nie wschodzić..?

środa, 24 kwietnia 2013

Króciutko

Ad. 8 kwietnia 2013
Wydaje mi się, że jednak znam lepszą odpowiedź na to wstrętne pytanie, które wściekle powraca co jakiś czas. Okazuje się, że jednak da się rzucić tak, by nie wrócił nigdy. Należy po prostu zająć się czymś innym. Chociażby egzaminami, którymi tak wiele uczniów (i tych słabszych i lepszych) się stresuje. Potwierdzone info: zajmujesz się całkowicie czymś innym niż niepotrzebnymi myślami. Przynajmniej teraz tak mi się wydaje. Zobaczymy jak długo będzie to działać. To tyle w tym temacie.

Może tym razem wyjdę do Dujerka. Egzaminy się kończą - coś się należy od życia. Argument nie do przebicia, nie?

Dnie spędzam z M., późne wieczory z Szymborską. Czułam, że jej wiersze będą mi pasowały. Intuicja mnie nie zawiodła. Chyba nareszcie znalazłam stałe źródło weny. To dobrze. Ostatnio mam chęć napisać jak najwięcej i jak najlepiej. Żeby być z siebie zadowolona. Żeby mieć coś, a nie nic. Żeby zapełnić czas.

Wczoraj spożyłam moje pierwsze lody roku 2013.
BEZ SKOJARZEŃ.
Były dobre. Śmietana - toffi? Chyba tak.
Co z tego, że zaczyna boleć mnie gardło.
Warto było.

To chyba tyle. Nie mam pomysłu co pisać - w głowie mam nowe wersy, rymy, metafory. Może niedługo coś dłuższego wystukam. Ewentualnie z braku jakiegokolwiek tematu, wrzucę jakieś wierszydło..? Nie obiecuję, ale i nie zaprzeczam.



"Tylko nie wierz tym, którzy mówią, że nie nie uda się..."

czwartek, 18 kwietnia 2013

Nie!

Nie wiem o czym mam pisać. Nie chcę pisać ciągle o tym samym, ale nie chcę też pisać jaki ten świat jest cudowny. Dlatego najprawdopodobniej będziecie mieli wrażenie pod koniec tego postu, że jest tak naprawdę o niczym.

Parę dni do egzaminu. Nie boję się - to dobrze. Boję się tylko tego, czy dostanę się tam, gdzie chcę się dostać. Nonstres to podstawa.
W piątek za tydzień szykuje się koncercik. Może tym razem uda mi się na niego dotrzeć... Tęsknię za tym.
Zaczyna robić się ciepło/gorąco. Niestety. Odzwyczaiłam się od tak ostrego światła słonecznego, od 20 stopni w cieniu. Stopy zaczynają się pocić w glanach, a czarne spodnie grzeją w uda. Zastanawiam się czy lepiej będzie przeczekać ten okres w domu czy nadal wychodzić ale nie w pełnym "umundurowaniu".
Chłopaki mają projekt. Podrzuciłam im moje wypociny - może skorzystają. Mam taką nadzieję. W końcu do czegoś przydadzą się zlepki słów nabazgrane na kartkach wyrwanych z zeszytu. Bo "poezja" nieczytana, a schowana do szafki, umiera śmiercią powolną i bolesną zarówno dla niej, jak i dla autora.

SzmataNaiwnaGłupiaDziwkaŁatwowiernaZapatrzonaTępaZgubionaZakłamanaEgoistkaŚlepa

Nie. Nie mogę.. Nie potrafię. Poddaję się.
Nie umiem pisać ot tak sobie - o wszystkim i o niczym. Przeszłość ciągle lawiruje mi przed oczami. Przeszłość ciągle tłucze moją głową o ścianę. Przeszłość ciągle krzyczy mi w twarz. Przeszłość ciągle siedzi mi na ramieniu i przypomina o sobie.
Kurwa, nie chcę tego. NIE CHCĘ.
Chcę.. ciszy. Ciszy w głowie. Chcę braku niepotrzebnych myśli. Chcę SPOKOJU. Chcę kiedyś usnąć, myśląc "Kocham siebie".
Myśli wrzeszczą, wypominają, wyrzucają. Wbijają szpilki w ciało. Każą wracać oczami wyobraźni do tego, co było, chociaż nie chcę tego pamiętać. NIE CHCĘ PAMIĘTAĆ. Nie chcę..
Nie chcę wiedzieć.
Nie chcę znać.
Nie chcę...
Nie...

SzmataNaiwnaGłupiaDziwkaŁatwowiernaZapatrzonaTępaZgubionaZakłamanaEgoistkaŚlepa

niedziela, 14 kwietnia 2013

Desperacja?

Znasz to uczucie: wiesz, co czujesz, wiesz, jak to nazwać, a jednak nie umiesz tego powiedzieć, bo słowa to za mało? Wiesz co to nienawiść, miłość, strach, ale te wyrazy to za mało, żeby oddać to, co w Tobie siedzi? Jedyne, co wtedy ci pozostaje to niemo krzyczeć z bólu. Wbijać paznokcie we własne ciało i głośno wrzeszczeć, dotąd, aż nie zedrzesz sobie gardła. Ewentualnie powyrywać "parę" włosów - i tak przecież kiedyś wylądujemy w drewnianej skrzynce w ziemi i będziemy łysi!
Właściwie czegokolwiek nie zrobimy, skończymy w tej skrzynce. Krem na zmarszczki nie wydłuży Ci życia o 2 lata, balsami do ciała nie zatrzymają starzenia się a dietetyczne sałatki jedzone przed ciążą spełzną na niczym, bo i tak będziesz miała dodatkowe kilogramy po porodzie. Zaczynam nie dbać o teraźniejszość, bo wiem jaka będzie przyszłość. Czego bym nie zrobiła i tak umrę. Prędzej czy później. Każą mi się uczyć po to, bym miała dach nad głową, coś innego poza światłem w lodówce i coś porządnego na sobie. Chodzi o to, by przeżyć w tym parszywym świecie, a nie żeby uciec od tego, co nieuniknione.
Wszyscy się spieszą, bo chcą coś zrobić, zanim odejdą. Też powinnam sobie wyznaczyć taki cel w życiu. Szybciej mi ono minie i może być ciekawiej niż ślęczenie przed komputerem, chodzenie do szkoły, spanie i jedzenie... Tylko trzeba coś wymyślić. A mnie chyba się nie chce.

Nagle stałam się złą córką. Wszystko, co źle zrobiłam jest mi wypominane, a to co mi się udało i było okej - zapomniane. Nie chcę już tego słuchać, a jednak muszę. A wytykanie błędów nie pomoże przecież ich naprawić...

Żeby wprowadzić trochę równowagi napiszę coś (przynajmniej według mnie) weselszego. Otóż ostatnio mój ojciec ma głupie wyczucie czasu i wchodzi do mojego pokoju wtedy, kiedy akurat wygłupiam się z M. Zastał już nas siłujących się na łóżku (co jest dla nas normalne), jedzących czekoladowe jajka, leżących na podłodze ze śmiechu... Za każdym razem jego mina była przekomiczna, a my nie wiedzieliśmy czy się z niej śmiać, czy się tłumaczyć, czy zapaść się pod ziemię. Wniosek: najwyższy czas nauczyć go pukać przed wejściem.

Tęsknię do tego, co było kiedyś. Do bycia głupią sobą bez pojęcia o tym, co będzie za kilka dni. Teraz jestem głupią sobą z wyrytymi w pamięci obrazami tego, co było. I to mnie chyba powoli niszczy. Aż nie chce się wierzyć, że kilka godzin może tak drastycznie wpłynąć na swoją samoocenę czy charakter. A jednak kurwa może.
___________________________________________

Wena przyszła - kartka wypełniona słowami bardziej lub mniej sensownymi. Może coś lepszego niż dotychczas?

środa, 10 kwietnia 2013

Stabilizacja?

Wczoraj odbyła się wycieczka szkolna. Zakończyła się salezjańskim pogo, w którym oczywiście wzięłam udział wraz z Mik. (tu chciałabym pozdrowić Twoje zakwasy). Ja jak zwykle wyszłam bez szwanku. Zresztą - zhańbiłabym się, wychodząc z tego kinder-pogo z siniakami, rozwaloną wargą czy czymkolwiek.

Mało czasu do egzaminu. Chyba jednak przydałoby się cokolwiek zacząć powtarzać. Codziennie sobie mówię "jutro na pewno". Internety jednak mnie pochłaniają.

Nic mi się nie chce. Dodatkowo, wkurza mnie fakt, że nie wiem czy idę na Analogsów. Nienawidzę niepewności... I tak mi zapewne pozwolą, ale irytuje mnie ta zabawa mną. Oby do soboty!

W nocy w poduszkę wsiąkło wszystko, co złe. Znowu się jakoś trzymam. Balansuję na granicy, ale jednak trzymam jeszcze równowagę. Ciekawe, na jak długo.

Dziękuję za uwagę. Dobranoc.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Ciągle tylko W. W. W. ...

Gdzieś między zimnymi powiewami wiatru i zaspami brudnego śniegu pojawia się wiosenne słońce. Dziwny dla mnie to widok - odzwyczaiłam się już od niego. Jednak mimo bolących od nadmiaru światła oczu, cieszę się. Wreszcie 10 stopni za oknem!

Ale zejdźmy z oklepanego i dennego tematu pogody. Od tego jest Jarosław Kret - nie będę zabierać mu roboty. Zawsze jesień jest kojarzona z kolorowymi liśćmi, deszczami, wiatrem i melancholią. W takim razie, analogicznie, wiosna powinna być słoneczna, ciepła, miła i wesoła. Mam wrażenie, że mnie to nie dotyczy. Tak szybko jak  pojawiła się wiara w siebie i chęć olania wszystkiego, tak szybko powróciło zażenowanie samą sobą i tym, co robię z własnym życiem. Jedno jest pewne - nie ryczę w poduszkę, więc nie jest tak źle.

Ciągle szukam odpowiedzi na pytanie "dlaczego nie umiem się wyleczyć?".
W lutym było na tyle okej, że ZAPOMNIAŁAM. Ba, nawet leczyłam się terapią śmiechową z własnej głupoty i idiotyzmu. Za każdym razem uśmiechałam się do ręki. Nie wiem czemu. Wiedziałam skąd one się wzięły i z czym są związane, a jednak z nich (czy do nich) się uśmiechałam. Czułam się szczęśliwa...
Później wszystko ucichło. Tak jak w grudniu / styczniu po prostu zapomniałam. Żyłam sobie w moim małym świecie, szczęśliwa na swój własny sposób.
I nagle jebło. Dosłownie "nagle". Z dnia na dzień. Odnoszę wrażenie, że to głupia zabawa bumerangiem : rzucam nim i wraca po jakimś czasie z powrotem. I chociaż rzucam nim z całej siły i z całą nienawiścią, on i tak wróci... Pojawia się zagadka być może mojego życia: "Jak rzucić tak, żeby nie wrócił już nigdy?". Odpowiedź brzmi "Nie da się tak". I to właśnie boli najbardziej. Świadomość, że nigdy się tego nie pozbędę, że będzie to zawsze gdzieś w mojej głowie, w mojej ocenie o samej sobie. Chyba wyolbrzymiam, ale cóż... tak to odczuwam.
"Bumerang" powraca z większą szybkością i uderza mnie w twarz, gdy spotkam W. On niczego się nie domyśla, a ja nie wiem czy udawać, że nic się nie stało, czy być obrażoną czy mu po prostu jebnąć w twarz. Najlepiej wychodzi mi to pierwsze i tego się trzymam. Poza tym, zawsze po takim spotkaniu wszystko wraca. Głupie myśli jaką to ja szmatą nie jestem. Sad but true...

Zastanawiam się, czy nie przesadzam. Ogólnie rzecz biorąc, moje ostatnie miesiące życia kręcą się m.in. wokół tej sprawy. Ciągle tylko W. W. W. W. ...
Chyba robię z siebie pizdę. A tego nie lubię. No, ale nawet najtwardsi czasem gryzą muł...


Jedyne czego teraz chyba potrzebuję to zrozumienia i cierpliwości. Przynajmniej wtedy, kiedy znowu o tym gadam i się wkurzam.

sobota, 6 kwietnia 2013

A życie toczy się dalej...

Kolejna, taka sama jak poprzednie, nudna sobota. Nic mi się nie chce. Jednak ciągle myślę o jednym. Nadal nie mogę uwierzyć że jadę na System, a ze mną M. i Asia. Jednak udało się zdobyć bilety.

Szyszka ukończona. Zebrałam się i poprawiłam to, co należało poprawić. Według mnie jak na pierwszą opowiadanio-książkę jest niezła. Nie ma to, jak mieć "kaca książkowego" po własnej pracy.

Tak jak wcześniej pisałam - mam zamiar nabazgrać coś nowego. Zbiera mi się wena, pomysły. Może coś wyjdzie, może nie. Na pewno pierwsza dostanie to do oceny Mik., potem M. Mam prywatnych krytyków na wyłączność. Przynajmniej wiem, czy dobrze piszę, czy też nie.

Znowu szykuje się koncert. Tym razem na poziomie - Analogsi. Pewnie pójdę. Jak mogłabym nie skorzystać z okazji? Nie byłabym sobą. Mam tylko nadzieję, że ten jebany śnieg stopnieje i będzie cieplej. Tęsknię za skórką...

Dobra, mam czas, motywacje i chęci. Idę tworzyć. Trzymajcie kciuki.


No to System !!!
"WHO can believe you?
WHO can believe you?
Let your mother pray!"

czwartek, 4 kwietnia 2013

Kolejny szary dzień

"Tacy jak ja są esencją tych ulic i brudnych bram
W szarości tramwajowej potrafią wesoło spędzać wolny czas."

Kocham być wyjątkowa, być ponad szarą masą, wyróżniać się wyglądem, zachowaniem czy stylem bycia. Być może m.in. dlatego tak bardzo chciałam zostać punkówą. Niedobrane kolory ubrań, łańcuchy przy spodniach, niespożyta energia i słowotoki to chyba moje najbardziej charakterystyczne cechy. Jednak nie wszyscy to lubią. Uważają mnie za egoistkę, człowieka, lubiącego być zawsze w centrum uwagi i zainteresowania i niekiedy błazna. Trudno. Nie wszyscy muszą być moimi przyjaciółmi. Zdałam sobie właśnie sprawę z tego, że jednak coś umiem w sobie zaakceptować i być z tego dumną.

Wiadomość dnia: JADĘ NA KONCERT SYSTEMU!!!!! Jednak udało się zdobyć bilety. Dosłownie skakałam z radości po pokoju. Byle do sierpnia!

Rani jednak mi chyba nie wybaczył... Nie chciał powiedzieć mi zwykłego "cześć" na ulicy. Miło.

Znowu z Pawłem dyskutuję o tekstach. Zapominam o wszystkim o gadam o tym, co polubiłam. Może, kiedy znajdę czas, powstanie coś nowego? Mam ostatnio ochotę coś napisać. Coś sensownego.

Dni mijają jak zwykle - szkoła, komputer, szkoła, komputer. Nie narzekam. Przyzwyczaiłam się. I tak nie mam nic lepszego do roboty. Oby do egzaminów. A później wolność i swoboda!


wtorek, 2 kwietnia 2013

Trzeba wstać i iść

Święta, święta i po świętach... Znowu trzeba powrócić do szarej rzeczywistości. Zmywam paznokcie, czytam lekturę i zaczynam nienawidzić śnieg.

Zaczynam sama ze sobą nie wytrzymywać. Zastanawiam się, czy inni odczuwają to samo co ja - w dzień żyjesz chwilą, tryskasz szczęściem i dobrym humorem, a w nocy, tuż przed uśnięciem, wracasz do tego, co było i bijesz się z myślami. Męczy mnie to. Rano o większości zapominam, ale i tak mam świadomość, że jakaś część mnie siedzi na dnie obumarłego i oschłego serca i nie chce wyjść na światło dzienne. Może to i dobrze. Każdy ma jakieś "mroczne" tajemnice.

Zbliża się egzamin. Bądźmy szczerzy - nie uczę się. Może będę. Nie wiem. Nie boję się, bo wiem na ile mnie stać i to, co będzie mi potrzebne, umiem.
Boję się czegoś innego. Mianowicie przyszłości. Nie wiem, co chcę robić za te 5-7 lat. Boję się, że sobie zwyczajnie nie poradzę i będę kolejnym nieudacznikiem na garnuszku rodziców. Chcę żyć chwilą, a brutalny świat tego nie rozumie. Zdaję sobie sprawę, że kiedyś będę musiała podjąć decyzję kim chcę być, znaleźć męża (haha, dobre..), jakoś się ustatkować. Boję się nowej szkoły. Na pewno znajdę parę osób, które mnie zapewne polubią, ale strach i tak jest.

Znowu poobijałam sobie biodra. Nie wiem jak i nie wiem kiedy. I tak mi się podoba. Co z tego, że boli.

Uświadomiłam sobie, że jest dobrze. Cieszę się jak idiotka. Wróciła energia, chęć powrotu do żywych. Znowu odbiłam się od dna i próbuję wypłynąć na powierzchnię. Postanowiłam sobie nie przejmować się tym, co było. Łatwo powiedzieć. Ale i tak spróbuję! Bo co mi szkodzi? Nienawiść może i jest zła, ale jest balsamem na rany.

Dziś dzień odwiedzin! Mik. i M. wbijają. Pomogą mi opróżniać lodówę z ciast. To dobrze. Stęskniłam się za ludźmi, mimo że wciąż wśród nich jestem. Ironia losu.


 Ciągle i wszędzie to nucę. Wpadła mi w ucho.
"Gdzieś, gdzieś, gdzieś w głębi serca
Pojawia się nadzieja, ona chce czegoś więcej."