poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Ciągle tylko W. W. W. ...

Gdzieś między zimnymi powiewami wiatru i zaspami brudnego śniegu pojawia się wiosenne słońce. Dziwny dla mnie to widok - odzwyczaiłam się już od niego. Jednak mimo bolących od nadmiaru światła oczu, cieszę się. Wreszcie 10 stopni za oknem!

Ale zejdźmy z oklepanego i dennego tematu pogody. Od tego jest Jarosław Kret - nie będę zabierać mu roboty. Zawsze jesień jest kojarzona z kolorowymi liśćmi, deszczami, wiatrem i melancholią. W takim razie, analogicznie, wiosna powinna być słoneczna, ciepła, miła i wesoła. Mam wrażenie, że mnie to nie dotyczy. Tak szybko jak  pojawiła się wiara w siebie i chęć olania wszystkiego, tak szybko powróciło zażenowanie samą sobą i tym, co robię z własnym życiem. Jedno jest pewne - nie ryczę w poduszkę, więc nie jest tak źle.

Ciągle szukam odpowiedzi na pytanie "dlaczego nie umiem się wyleczyć?".
W lutym było na tyle okej, że ZAPOMNIAŁAM. Ba, nawet leczyłam się terapią śmiechową z własnej głupoty i idiotyzmu. Za każdym razem uśmiechałam się do ręki. Nie wiem czemu. Wiedziałam skąd one się wzięły i z czym są związane, a jednak z nich (czy do nich) się uśmiechałam. Czułam się szczęśliwa...
Później wszystko ucichło. Tak jak w grudniu / styczniu po prostu zapomniałam. Żyłam sobie w moim małym świecie, szczęśliwa na swój własny sposób.
I nagle jebło. Dosłownie "nagle". Z dnia na dzień. Odnoszę wrażenie, że to głupia zabawa bumerangiem : rzucam nim i wraca po jakimś czasie z powrotem. I chociaż rzucam nim z całej siły i z całą nienawiścią, on i tak wróci... Pojawia się zagadka być może mojego życia: "Jak rzucić tak, żeby nie wrócił już nigdy?". Odpowiedź brzmi "Nie da się tak". I to właśnie boli najbardziej. Świadomość, że nigdy się tego nie pozbędę, że będzie to zawsze gdzieś w mojej głowie, w mojej ocenie o samej sobie. Chyba wyolbrzymiam, ale cóż... tak to odczuwam.
"Bumerang" powraca z większą szybkością i uderza mnie w twarz, gdy spotkam W. On niczego się nie domyśla, a ja nie wiem czy udawać, że nic się nie stało, czy być obrażoną czy mu po prostu jebnąć w twarz. Najlepiej wychodzi mi to pierwsze i tego się trzymam. Poza tym, zawsze po takim spotkaniu wszystko wraca. Głupie myśli jaką to ja szmatą nie jestem. Sad but true...

Zastanawiam się, czy nie przesadzam. Ogólnie rzecz biorąc, moje ostatnie miesiące życia kręcą się m.in. wokół tej sprawy. Ciągle tylko W. W. W. W. ...
Chyba robię z siebie pizdę. A tego nie lubię. No, ale nawet najtwardsi czasem gryzą muł...


Jedyne czego teraz chyba potrzebuję to zrozumienia i cierpliwości. Przynajmniej wtedy, kiedy znowu o tym gadam i się wkurzam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz